piątek, 30 marca 2012

Węgry

  Hmm... Odkąd prowadzę bloga nie było jeszcze bezpośredniej trasy na Węgry.
Jak na razie dosyć mi tras na zachód i po kilku ekspansjach w tamte strony przychodzi czas na moje stare kierunki czyli Europa środkowo-wschodnia i Bałkany a potwierdzam to następnym kursem do Bułgarii. Zimę już pożegnaliśmy a i ładunków tutaj zrobiło się więcej. W tych krajach się wychowałem i wracam tu jak bumerang !
  Starczy mi też drgawek na widok niemieckich ZOLLi czy BAGów, którzy patrzą na nas jak sępy na kawałek mięsa..

(A)Radom-(B)Stalowa Wola-(C)Kecskemet-(D)Stalowa Wola-(E)Tarnobrzeg-(F)Lubawa-(G)Ostróda-(H)Radom

  Tydzień postoju pozwolił mi nabrać trochę sił i wyzwolić głód pokonywania kolejnych kilometrów.
Na rozgrzewkę szybki locik i ładunek w kółku ze Stalowej Woli na Węgry do Kecskemetu i z powrotem.
Tak, teraz to trasa na rozgrzewkę a kiedyś była to wyprawa życia. Świat dla mnie staje się już coraz mniejszy..
   Ze Stalowej wyjechałem we wtorek załadowany dziesięcioma tonami felg samochodowych na paletach. Wysokość ładunku 2,85cm więc typowo na moją 'mege'. Do celu było 610km. Mimo kilku wahadeł na DK9 między Rzeszowem a Barwinkiem większych zatorów nie było i bez problemu wyrobiłem się w czasie aby dojść na strzała a dokładniej na miejsce zmieściłem się w 8h 50min jazdy.
PL, DK9

A tutaj już Słowacja i standardowe łatanie już dawno połatanych i dziurawych tutejszych dróg.
No, chociaż porównując stan nawierzchni do ubiegłego roku zrobili postęp. Nie zwalnia się już do 10km/h aby omijać wyboje, jednak uważam, że jak na jeden z głównych szlaków tranzytowych łączących kraje nadbałtyckie z południowymi, miejscami jest tragicznie.

Za tymi serpentynkami mi się tęskniło. Tutaj jest ciasno zasada jest jedna: pierwszeństwo mają Ci jadący pod górę, dlatego zjeżdżając w dół zatrzymujemy się przed zakrętem

kawałek 'drogi lusterkowej' gdzie żeby minęły się dwie ciężarówki trzeba praktycznie wyhamować do zera

i jeszcze dwa ze Słowacji


A Węgry witają nas przyjemnym widoczkiem...

...i do celu prowadzi nas autostrada...

...na której od 6-22 obowiązuje zakaz wyprzedzania dla pojazdów pow. 7,5tony...

...i gdzie wypalanie traw jest niemniej popularne niż u nas

  Do Kecskemetu dotarłem późnym wieczorem. Spanko do dnia następnego a Włóczykij paczył i pilnował zaopaczenia :)

w środę zaparkował koło mnie nowiutki Actros
na niemieckich blachach

A rozładunek miałem w fabryce mercedesa. Byłem tu w obiegłym roku, wtedy wszystko było w budowie a przywoziłem tu kilka razy linie produkcyjne z radomskiego Durrpolu. Te same z którymi jechałem w Grudniu do Craiovej w Rumunii, może ktoś pamięta :)

Na powrót zabrałem puste palety po tych felgach. Łącznie 6,5 tony.
Jeszcze Renatka przypozowała niczym rasowa modelka. No to cykam zdjęcie i spadam do domu.

...ekonomicznie do Stalowej Woli docieram w 8,5godziny...

...tutaj w czwartek rano szybki rozładunek. Potem z Tarnobrzegu wziąłem 24tony nawozu i jazda z tym do Lubawy. Po drodze wstąpiłem jeszcze na obiad do domu i do celu ruszyłem koło 18. Z Radomia było 300km także zmieściłem się w 4,5h.

W piątek zrzutka w małej hurtowni i stąd miałem 30km do Ostródy gdzie ładowałem towar na Bułgarię a konkretnie zestawy kołowe pociągu i 4palety części.

Jakoś spokojnie dziś było na DK7 i na DK50.Może dlatego, że uwinąłem się przed godzinami szczytu. Sochaczew, Żyrardów, Mszczonów bez większych korków. W domu melduje się po południu. Robię 24godziny skróconej weekendowej pauzy i w sobotę ruszam do Bułgarii.

Stalowa Wola-Kecskemet: 10ton
Kecskemet-Stalowa Wola: 6,5tony
Tarnobrzeg-Lubawa: 24tony
Ostróda-Radom: 19ton
w trasie 4dni
Łącznie 2200km
spalanie: 33l/100km



poniedziałek, 19 marca 2012

zZOLLowane Niemcy

Radom-Ostrowiec Św.-Edewecht-Wittmund-Białystok-Warszawa-Radom

  Po dwutygodniowym wojażu tym razem nie planowałem dalekich wypadów. Ładunku szukałem głównie na moje stare kierunki czyli Rumunia. Do godziny 13 niestety nie było żadnej ciekawej oferty do wyboru a jechać gdzieś trzeba. Skusiłem się zatem na ładunek stali z Ostrowca do Niemiec. Ciężko bo ciężko ale przynajmniej stawka normalna i odległościowo dla mnie idealnie. Chwile potem dogadałem także powrót do Białegostoku. Robótka ustawiona, jedziemy. Przed 18 byłem już w hucie. Tutaj są dwa główne punkty załadunku: P1 i K1. Do P1 w kolejce stało około 30samochodów a do K1 pusto. Tak się złożyło, że drut który mieli mi załadować był na K1 i tam też pojechałem, bez żadnej kolejki. Wszystko spinam dwunastoma pasami, jedziemy na Niemcy więc dla świętego spokoju nie zaszkodzi. Cały zestaw ważył 39980kg a sam ładunek 24478kg.


 Dokumenty zabrane, obieramy kierunek Świecko !
 Starachowice, Piotrków Trybunalski, Kalisz, Jarocin, Środa Wielkopolska i tu dobiłem do autostrady A2. Dojechałem do Nowego Tomyśla i koło 2 rano padłem spać.
We wtorek zostało 650km do celu. Autostradą to raczej nie problem zmieścić to w 9godzin jazdy.
Po drodze na granicy w Słubicach jeszcze jakieś drobne zakupy, prysznic i wykup winietki na Niemcy.

Berliner ring, szerokości ;)
Wieczorem byłem już na miejscu. Przede mną jeden Polak, też z tym samym drutem, chwile po mnie dojechał jeszcze jeden kolega z którym rozmawiałem jeszcze w Ostrowcu.
Była to nieduża prywatna firma, która znajdowała się na osiedlu domków jednorodzinnych. 
W środę zjechało się już więcej samochodów.
 W kolejce ustawiłem się drugi więc o 9 rano było już po zabiegu. Rozładunek górą, suwnicą. 
Do miejsca załadunku powrotnego, Wittmund, było 70km dojazdu. Na nawigacji dokładny adres firmy także z dotarciem nie było problemu. Tutaj zastał nas komitet powitalny, czyli dwa radiowozy niemieckich ZOLLi.
Ustawiłem się za Macedońską ciężarówką, którą właśnie kontrolowali ZOLLe i poszedłem pieszo na firmową bramę aby się zarejestrować. Zgodę na wjazd dostałem ale jak wracałem do samochodu skazany byłem przejść koło nich i w głowie zadawałem sobie tylko pytanie: zatrzymają mnie czy nie, zatrzymają czy nie? Zatrzymali. Poprosili abym przyniósł im jedynie dowód rejestracyjny samochodu i nic więcej. Po co im tylko dowód bez żadnych tarcz, sprawdzania samochodu, wypytywania i innych dokumentów? Zastanawiając się, zaniosłem im. Stojąc przy radiowozie usłyszałem jak podają gdzieś przez radio mój numer seryjny samochodu VIM. Od razu szydercza myśl: hehe, przecież nie jest kradziony i wszystko w porządku, oddawać mi to i jadę ładować bo nie ma czasu. Po jakichś 15minutach wychodzą. Jeden trzyma mój dowód. Ja nieśmiało wyciągam po niego rękę. Słysze jednak słowa: we have a problem. Problem? K....wa jaki problem? Tłumacząc mi po angielsku powiedzieli, że jeden zbiornik paliwa w moim samochodzie jest nieoryginalny i i jeśli go mam to musi on być pusty albo powinienem w nim mieć TYLKO niemieckie paliwo. Cóż, pomyślałem: debile. Przecież dwa baki są 100% oryginały i mam je od nowości, co oni mi w ogóle chcą wmówić i o co się czepiają to zwaliło mnie to z nóg. No nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Wszystkiemu zaprzeczyłem i powtarzałem im, że baki są oryginalne. Poza tym nie ma już granic i tankujemy tam gdzie chcemy czyli tam gdzie taniej. Za chwilę przyszli z miarkami. Zmierzyli baki, poziom paliwa w tym rzekomo nieoryginalnym, wszystko zapisali na kartkach i kazali poczekać. Dopalając kolejnego papierosa czekam i czekam. Wołają mnie do radiowozu. Tam zostałem poinformowany o mandacie. Razem 434euro. 234euro za paliwo w jednym baku i 200e za to, że nie jest oryginalny. Szybkie pytanie czy płace od razu gotówką czy w terminie 14dni. Cooo? Chwila, chwila nie ma takiej możliwości. Bak jest oryginalny i mandatu nie przyjmuje i nie zapłacę - mówię. Oni znów to samo: jest nieoryginalny i jeśli nie mam gotówki to wypiszą terminowy. Wszystkiemu odmawiam i przy okazji pytam na jakiej podstawie tak twierdzą. ZOLLe na to, że tak im podali z centrali po sprawdzeniu numeru i specyfikacji samochodu. Mówię dalej i proszę aby pokazali mi tą specyfikacje. Międzyczasie 10 razy mnie pytali jak mam zamiar zapłacić ten mandat i w jaki sposób mają go wypisać. A ja kolejny raz ze stoickim spokojem odpieram i mówię: dopóki nie zobaczę tej waszej chorej specyfikacji NICZEGO nie zapłacę, niczego od was nie przyjmę i niczego nie podpisze. Ok, po kilku minutach zdecydowali, że pojadą na swój komisariat, przywiozą mi tą specyfikacje a ja w tym czasie wjadę na firmę i załaduje towar. Huh... ucieszony, przynajmniej się załaduje bo termin dość napięty. Zeszło z dwie godziny. Chwilę po wyjeździe czekam na nich na parkingu. Zadzwoniłem do ojca i powiedziałem o sytuacji. On zadzwonił do serwisu Renault i spytał jak to jest z tymi bakami. Od razu powiedzieli, że model Magnumki na małych kołach z 2006roku wychodził seryjnie z dwoma bakami po 445litrów każdy i nie ma możliwości żeby było inaczej. Wysłali nawet obszerną specyfikacje, którą byliśmy w stanie przefaksować. Po chwili przyjechał ZOLL. Już tylko jeden, ubrany po cywilnemu w nieoznakowanym radiowozie. Woła mnie do siebie. Rozsiadł się i pieprzy gdzie mam podpisać bo wypisał mandat 14dniowy. Kontynuuje mi, że muszę go przyjąć a ewentualnie w tym czasie dwóch tygodni będę mógł się od tego odwołać. Dał jeszcze tą dokumentacje od mojego auta i pokazuje zdanie gdzie pisze, że w moim modelu może być tylko jeden bak. Przejrzałem to wszystko, spokojnie, wolno, bez pośpiechu a po nim już widziałem, że lekko się irytuje. Wszystko było napisane po niemiecku a ja tego języka ni w ząb ni w oko. Grzecznie, po kilku minutach mu odpowiadam: ja niczego tu nie rozumiem, twierdze, że baki mam w 100% oryginalne, mandatu nie przyjmuje, nic nie zapłacę i niczego nie podpisze w dodatku chce skontaktować się ze swoją ambasadą. Powiedziałem, że muszę zadzwonić i poszedłem do siebie. Jeszcze jeden telefon do ojca i mówię, że no dziad dalej swoje. Szukaj numeru do konsulatu dzwoń i mów jaka sytuacja, podaj mój numer i niech do mnie oddzwonią. Potrwało to jakieś 15minut. W lusterku zobaczyłem, że leci ZOLL do mnie ze wszystkimi papierami. Podszedł pod drzwi pomachał dokumentami, mówi, że musi je już oddać bo nie ma już czasu. No to zapraszam do samochodu. Oddał mi moje dokumenty i kazał złożyć podpis. I zaczyna się to samo. Kolejny raz odpowiadam: nie rozumiem tekstu pod którym karzecie mi się podpisać. Zaraz zadzwoni do mnie konsul i sprawę będziemy dalej wyjaśniać. On na to, że zostawia mi te wszystkie papiery, mandaty łącznie z ich specyfikacją i przy następnej kontroli będę miał ten sam problem. Ja na to złośliwie ale całkowicie spokojnie: nie ma żadnego problemu bo oba baki mama w 120% oryginalne i następnym razem ja będę miał swoją specyfikacje z serwisu i nikt nie może mi nakazać tankowania drugiego baku paliwem TYLKO niemieckim. Całkowicie już zamieszał i zmienił swoje nastawienie. Coś jeszcze tłumaczył ale tylko dlatego chyba, żeby nie wyjść na idiotę. Poddał się, pożegnał i pojechał. Po chwili dzwoni ambasador i pyta jak się przedstawia sytuacja. Mówię, że już wszystko ok, dokumenty mam, ZOLLE odjechali.. 
 Do tej pory się zastanawiam o co tak chodziło? Gdyby naprawdę było coś na rzeczy to moich dokumentów by mi nie oddał.
 Jaki z tego morał? Szukają pieniędzy tam gdzie nie powinni. Polski transport jest gnębiony na zachód od naszej granicy a szczególnie w Niemczech. Czy to policja czy zolle czy BAGi, zawsze coś znajdą i będą ci to wmawiali w taki sposób żebyś się poddał. Nie można wtedy okazać słabości i jeśli czegoś nie rozumiesz, nie jesteś pewny lub masz wątpliwości, nie podpisuj. Masz do tego pełne prawo i zawsze możesz zadzwonić do ambasady. Po to przecież jest. Zachowaj pełen spokój i opanowanie bo oni tylko prowokują sytuacje, chcą żeby się potknąć, nawyzywać ich a nie daj Boże zaproponować łapówkę. Nie dajmy się omamić i wmówić sobie często nieprawdy. Walczmy jeśli możemy.
Cóż, pierwsza moja taka sytuacja. Straciłem 3 godziny ale ciesze się, że tak wyszło i tak to rozegrałem.

Załadowany już 17tonami profili aluminiowych popędziłem czym prędzej do domu, za linie wroga.
Do samej granicy gaz na odcince. Idealnie zmieściłem się w 15godzinnym czasie pracy aby dojechać do Słubic. Stąd jakieś 650km do Białegostoku gdzie miałem rozładunek.

Tu widać kawałek autostrady A2 ze Słubic do Nowego Tomyśla, bezpłatny jeszcze przez dwa miesiące. Korzystajmy !

Czytając sobie z ciekawości dokumentacje, CMR'y i inne papiery towar szedł gdzieś na daleką Rosję a w Białymstoku był tylko przeładunek.
Zrzutka zaplanowana na piątkowy poranek. Problemy z wózkiem widłowym sprawiły, że wyjechałem stąd dopiero koło południa. Następnie w Warszawie załadowałem kostkę brukową dla siebie co by nie wracać całkiem na pusto. Piątkowe popołudnie w połączeniu z Warszawą daje gwarantowane korki. Aleja Krakowska gdzie spędziłem dwie godziny całkowicie była zapchana.
Do domu docieram wieczorem :)
Obecny tydzień prawdopodobnie przestoje z powodu kilku spraw wymagających pilnego załatwienia.

Radom-Ostrowiec Św.-Edewecht-Wittmund-Białystok-Warszawa-Radom
                              24,5tony                     17ton                       20ton
w trasie 5dni
Łącznie: 2850km
Spalanie: 33l/100km

Nie dajmy się zZOLLować !!!

czwartek, 8 marca 2012

Weekend w La Rochelle i dwa tygodnie w skrócie

  I od czego tu zacząć.. Może od tego, że padł u mnie rekord i przebiłem barierę dwóch tygodni bez zjazdu do domu, a dokładnie to 15dni w tym dwa weekendy. No ale co to jest dwa tygodnie dla starych wyjadaczy, którzy jeżdżąc na tzw. przerzutach spędzają w trasie od 3 do 8 tygodni? Pewnie nic ale dla mnie, przyzwyczajonego do 'weekendowania' w domu to naprawdę długo chociaż mówią, że zwariować można dopiero po 4tygodniu.. Huh.. ciężko mi to sobie wyobrazić.
  Dla tych co są na bieżąco, podtrzymując ciągłość opisów tras to po rozładunku w Celejowie towaru z Francji (płatki kukurydziane w big bagach) w Środę(22.02) załadowałem nawóz w Puławach do Wejherowa. Tam ze Słupska w piątek(24.02) miałem zabrać meble i jechać do Francji, konkretnie do Strasbourga. Niestety w Słupsku spędziłem weekend i ładunek ten w poniedziałek(27.02) po 4dniach postoju został odwołany.. Kilka zdjęć z Ustki gdzie spędziłem piątek i sobotę w poprzednim poście.

Wyświetl większą mapę
  Radom-Wejherowo-Słupsk-Puck-Oborniki-Orleans-La Rochelle-Ostróda-Radom

We wtorek rano(28.02) dogadałem 10metrowy ładunek z Pucka do miejscowości La Rochelle we Francji. A były to dwa kontenery dla śmieciarek:
Na naczepie zostało jeszcze 3,5 metra dlatego w środę(29.02) w Obornikach koło Poznania doładowałem 6palet papieru do miejscowości Orleans, też we Francji i po drodze do La Rochelle więc wszystko składa się w całość i pasuje. Mając łącznie 10ton poleciałem na Zgorzelec aby zatankować jak najwięcej polskiego paliwa i nie płacić wiele za francuskie autostrady. Jadąc przez Niemcy, na A6 w okolicach Heilbronn pierwszy raz zobaczyłem BAG'ów czyli niemiecką inspekcje w akcji, która ściągnęła z jazdy Litwina jadącego przede mną. Niby wszystko w porządku a jednak dreszczyk emocji gdy przejeżdżali koło mnie był. Oby nigdy z nimi oko w oko.. 
  Do Orleans'u dotarłem w piątek koło południa. Rozładunek tyłem pod rampą. Sam musiałem 'ściągnąć' te 6 palet papieru elektrycznym paleciakiem gdyż magazynierzy od 10 rano już nie pracowali.. Do drugiego miejsca przeznaczenia i planowanego tam weekendu czyli La Rochelle miałem 450km.
   Nie dla mnie jest stanąć na autostradowej 'pompie', kręcić tam weekend i słuchać jaki to szef zły i kto kogo nie okrada.. Musiałem tu dojechać. Jestem chyba za ciekawy świata żeby ominęła mnie taka okazja. Będąc w takich miejscach robię to na co mam ochotę, przestawiam się na tryb urlopowy i nie przeliczam euro na złotówki. Myśl, że jestem tu może pierwszy i ostatni raz po prostu mi na to nie pozwala. Taki weekend to dla mnie mini wakacje, oderwanie od rzeczywistości.
  I Dojechałem 'na czasie' do wieczora. Firma w której miałem rozładunek była zamknięta więc miejsca na postój trzeba było poszukać. Pokręciłem się po portowej dzielnicy i znalazłem idealną, spokojną, dziką zatoczkę. Niedaleko do centrum, łazienki, prysznic obok w parku; miejscówka idealna. Dołączył do mnie sympatyczny Hiszpan, który o dziwo nawijał trochę po rosyjsku.








   W sobotę długo nie pospałem. Poranek przy kawie na plaży, towarzystwie mew i szumu fal oceanu to jest właśnie to czego nie da się opisać słowami. To samo w sobie jest piękne. Dalej spacer promenadą do centrum, zwiedzanie, fotografowanie, wczucie się w klimat miasta, obserwowanie ludzi, zwyczajów tu panujących.. 
   Łapiąc gdzieś darmowe wifi w jakiejś restauracji i czytając przewodnik przy piwku, dosiadło się do mnie dwóch młodych zakręconych Francuzów. Rozwinęła się ciekawa konwersacja po anglopolskofrancuskiemu, ogólnie śmiesznie. Zaprowadzili mnie do chyba największej atrakcji tego miasta czyli podwodnego akwarium. Wejście kosztuje 15e. Widok setek gatunków ryb i rybeczek w tym rekina i rekina piły nie jest codziennością. 











 






Obejście całego akwarium zajęło mi jakieś 1,5godziny. Następnie to kontynuacja spaceru po okolicy jeśli tak to można nazwać bo zrobiłem jakieś 20km z buta.. A wieczorem przycupując gdzieś w tłumie ludzi maszerujących głównym deptakiem poczuć można było prawdziwą magie tego miejsca:
                                                
Ogólnie jak na początek marca było całkiem ciepło bo w dzień +15. Pogoda też raczej dopisała, przynajmniej nie padało. Ludzi, turystów było mnóstwo. Wieczorem ciężko było o jakiekolwiek miejsce w restauracji w centrum.. Przepiękne tu jest a co mówić o lecie gdy zrobi się tutaj zielono i kolorowo..
   Niech zdjęcia powiedzą resztę czego nie dopowiedziałem:





















   To naprawdę całkiem inna Francja niż ta legendarna, południowa znana wśród kierowców ze złodziejstwa. Tu jeszcze chyba nie dotarli Marokańcy, którzy głównie kradną i polują na polskie ciężarówki na południowym wybrzeżu. Weekend tutaj był przesympatyczny a ludzi mili i uprzejmi. Nie spotkałem niczego negatywnego w tych stronach i z chęcią wrócę tu przy najbliższej okazji. Jest tu miejsce na wyciszenie, na zabawę, na spacer, atrakcje. Szczerze polecam ! ; )

W poniedziałek szybka zrzutka i załadunek na powrót do kraju 20ton sklejki niedaleko w miejscowości Niort. Towar szedł do Ostródy. Wracając pojechałem 'górą' czyli przez Paryż, Antwerpen, Oldenzaal i dalej już na na świecko.
Ładunek, wysoki, ciężki i niewygodny do jazdy chociaż na autostradzie bardzo tego nie czuć. Gimnastyki z rana trochę było bo zabezpieczenia poszło 12pasów.

Wyjeżdżając czuć było wiosnę w powietrzu, wszystko tu już powoli zielenieje i napotkałem pierwszą w tym sezonie burze.


Do wieczora momentalnie się ochłodziło. W Paryżu było tylko 3stopnie a na granicy z Belgią sypnęło śniegiem.
W Ostródzie melduje się w czwartek koło południa. Miałem stąd ładunek do Radomia ale niestety nie wypalił. Do domu zjechałem pusty.
Nareszcie !
A co dalej to zobaczymy w poniedziałek.

W trasie 15dni.
Radom-Wejherowo-Słupsk-Puck-Oborniki-Orleans-La Rochelle-Ostróda-Radom
      24tony                              7ton      10ton     7ton           20ton
Łącznie 5850km
spalanie: 32l/100km +/-1litr

Włóczykijstwo na 100 pro !