poniedziałek, 25 grudnia 2017

Trasa do Szwecji



 Grudzień, Grudzień, Grudzień. Od dobrych kilku lat nie widać w tym miesiącu prawdziwej zimy. Mikołaj bez śniegu musi mieć przerąbane.. Za to my transportowcy pływający po asfaltowych rzekach cieszymy się. Wiemy co to znaczy jazda po śniegu kiedy ruszenie spod świateł staje się wyzwaniem nie wspominając o wzniesieniach i hamowaniu. Trudno mi nie wspomnieć o tym, że będzie to dla mnie najlepszy miesiąc transportowy pod względem stawek, lekkich ładunków, małej ilości pustych kilometrów i dobraniem sobie tras przez dom. Miesiąc jeszcze się nie skończył a trasa do Nowego Roku już zaplanowana. Oczywiście wszystko jest dobrze jak jest dobrze, jak będzie źle to też o tym napisze. Na podsumowanie przyjdzie czas w następnym poście.
 Tymczasem nie da się ukryć, że zestaw bez włóczykija z tyłu naczepy już nie prezentuje się tak fotogenicznie. Oczywiście jest plan go namalować ale to dłuższa robota bo trzeba wyczyścić i podkład zrobić, dopiero malunek. Nie wiem kiedy trafi się ładna pogoda i tak bym na bazie był pusty, póki co trzymamy tempo i bez poważnego powodu nie zwalniamy.
 Zmieniły nam się czasy przez te kilka lat.. w sensie dostęp do technologii, 75% polaków ma smartfona. Relacje live możemy prowadzić o każdej porze i z dowolnego miejsca. Internet za granicą kosztuje grosze. Dystans się skraca. Każdy może dzielić się tym co przeżywa i to jest fajne. W taki sposób, że inspiruje, dodaje kontrastu do tego co robimy bo każdy robi co innego i pokazuje to na swój sposób. Jednych inspiruje u innych wzbudza zazdrość bo zawsze znajdzie się ktoś kto ma lepsze życie. Kwestia podejścia i kto czego szuka.
 Jestem zwolennikiem ilustracji i książki bardziej niż filmu. Czytając książkę pobudzamy wyobraźnie i tworzymy swoje sceny i wizje. Film nam to wyjaśnia rozwiązuje tajemnice, zaspokaja naszą wyobraźnie a nie ją pobudza. Dlatego zostaje przy starej formie przekazu zdjęć i tekstu. Gdy przyjdzie to znowu rzucić fajnie będzie wrócić, przeczytać i przypomnieć sobie dlaczego tak to lubiłem.
 Poniedziałek 18grudnia. O godzinie 18 zaczynamy nowy tydzień pracy. Zrobiliśmy skróconą pauzę weekendową bo długa trasa na Rumunie zajęła nam 6dni. Zestaw wyglądał jakby wrócił z Woodstoku, pierwsze co to przed trasą pojechaliśmy na myjnie by na Szwecji kulturalnie się pokazać;). Z Radomia do Świnoujścia mamy niecałe 700km a prom odpływa o 9 rano we wtorek.
 Po kąpieli ruszamy. DK7 do Wiskitek, dalej A2 i A1 do Torunia, potem DK10 do Szczecina i Świnoujścia.
Wtorek. Wszystko szło jak po sznurku, towar lekki, odcinka na blacie. Do momentu gdy około 3 w nocy przyszło mi zrobić drugą krótką pauzę. Skusiło mnie. Chciałem się położyć dosłownie na 10minut i nie wiem, budzik wydawało mi się, że nastawiłem jednak obudziłem się dopiero po 1,5 godzinnej drzemce. Pierwsza myśl o hurwa! Zaspałem.. Nie zdążę na prom..
 Ruszam szybko póki jeszcze na drodze mały ruch ale na 9 niestety nie zdążyłem. Całe szczęście, że prom załatwiłem z zaprzyjaźniona spedycją i mieli kilka bookingów na te ze Świnoujścia. To mnie uratowało bo nie wiem kiedy bym odpłynął, może w środę.. A ja po prostu popłynąłem następnym o 10.30. I mało tego podczas czekania udało się załatwić eksport z Polski na Rumunie w piątek przed świętami. 4 miejsca rozładunku to nasza specjalność. Pięknie pomyślałem, rozładujemy Szwecję w środę rano i możemy wracać pusto po kolejny eksport.

 Do Trelleborga dopływamy wieczorem. Dokręcam kilka godzin pauzy i mam około 320km do celu w Szwecji.



Środa. Jesteśmy w Boras obok Goteborga. Rzesko i mglisto. Po 9 godzinach pauzy meldujemy się na pierwszym rozładunku. Mała firemka, dwie rampy, od razu kazali podstawić się pod jedną z nich. Rozładunek 30palet trwał może 20minut. Dokumenty podpisane, ale z trzema paletami jedziemy jeszcze do magazynu 20km od nas. Tam trwało to dosłownie 5minut. Godzina 11 rano a my już puści, możemy wracać i teraz chwila zastanowienia czym i o której płyniemy. Zabookowałem prom o 22 z Trelleborga do Świnoujścia żeby nigdzie się nie spieszyć. Po śniadaniu otwieram giełdę, a nóż się trafi się trafi ładunek na powrót. I co? Nawet czekał na mnie! Darmowy roaming jest bezcenny.. Dwa telefony, załadunek jest 30km ode mnie, puste palety, jedziemy! Powrót do Nowego Dworu Mazowieckiego czyli akurat tam gdzie mamy załadunek eksportowy na Rumunie. Lepiej się nie dało tego poskładać. O godzinie 15 wyjeżdżamy pospinani i załadowani. Do promu 320km, odcinka i nie ma miękkiej bo do portu trzeba dojść na 4,5godziny i kręcić już długą pauzę.

 90 na liczniku mamy już od dobrych kilkunastu minut a na lewym pasie widzę mijające mnie białe Volvo z chłodnią. Pierwsza myśl Hiszpan albo Pastuch. Tak to był Hiszpan, zwolniłem mu o 2 ząbki niech wyprzedza jak tam mu spieszno. Jednak pierwszy podjazd pod górę wyjaśnił kto będzie pierwszy w porcie :). Miał pełno, ja tylko 14ton palet i już się nie spotkaliśmy.
 Organizmu nie oszukasz, nie wytrzymałem do promu by coś zjeść a na truck stopie oczarowała nas urokiem piękna szwedzka Scania..
  Wychodząc ze słynnej restauracji za moją naczepą zaparkował taki wóz.. trochę się przestraszyłem bo w środku nikogo nie było a szyby i maska były uchylone..
 O 20 meldujemy się na terminalu. Wypadło na to, że wracamy dokładnie tym samym promem którym tu przypłynęliśmy. Galileusz. Pozdrawiam załogę!





 Czwartek. Z promu zjeżdżamy około 6 nad ranem. Dokręcam pauzę do godziny 8 tak by wyszło jej 12h z wjazdem i zjazdem na prom.
Na drodze ruch spory jednak każdy jakoś trzyma tempo i droga upływa w miarę szybko. Trafia się tylko kilku maruderów których zostawiamy z tyłu. W Nowym Dworze Mazowieckim meldujemy się o 18 wieczorem. Na rozładunek czekamy 2 godziny i kończymy kolejne zlecenie. Pauza. Jakos nie mogłem usnąć, do późna słuchałem muzyki i coś czytałem..
 Przed pójściem spać zapomniałem nastawić budzika i w piątek budzę się o godzinie 10..
Szczęście nam sprzyja i na firmie załadunkowej nie widać nikogo prócz nas. Towar zapakowany w godzinę, 100km do domu i wolne! W kolejną trasę ruszam we wtorek wieczorem. Kolejny raz jedziemy z lekkim eksportem bo około 6ton towaru na całej naczepie. Grafik będzie dość napięty bo mamy 4 miejsca rozładunku; Iasi, Suceava i 2x Targu Mures. Czyli znowu jedziemy na północny wschód Rumunii, w moje ulubione tereny. Zimy nadal nie widać więc myślę, że nie ma się czego obawiać. Na piątek 29.12 mamy już ładunek powrotny do Polski z Targu Mures. Wszystko dograne, nic tylko w spokoju przeżyć święta i lecieć dalej!
Radom-Boras-Goteborg-N.D.Mazowiecki-Radom
w trasie 4dni
około 2400km
średnie spalanie 29l/100km.
Do miłego.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Teatr trwa dalej



  ... Po tak długiej przerwie można się zastanawiać od czego tu zacząć. Może od tego, że bardzo mi miło! Mimo takiej pauzy nadal ktoś tu zagląda :). A co się działo przez kilka lat? Ano działo się! Jak wszędzie. Wracając do tematu zawodu to przez większość czasu jeździłem i zdobywałem doświadczenie. Tak na oko zbliżam się do miliona kilometrów. Były przerzuty po zachodzie, trasy po 6tygodni, weekendy nad oceanem i w Alpach, przerwy i zwątpienia, wzloty, upadki. Jak już się na coś zdecydujesz czy uprzesz to wytrwaj w tym, przejdź przez piekło i nie kończ roboty w połowie bo kiedyś żal będzie większy bo nie wytrwałeś, poddałeś się a mogłeś.. miałeś 100 razy na nie? Czekaj na 100 razy na tak!
  Nie byłem jeszcze w Norwegii, Grecji i Szwajcarii ale na razie dużym autem nie zamierzam się tam wybierać. Moja główna destynacja to Rumunia i na tym się skupiam. Co się zmieniło? To, że od lipca obrót robię w pełni na swoją firmę. Zmieniła się Renia na nowszy model. Dlaczego Renault? Dlatego, że jest to świetne auto do jazdy na Rumunie i kupiłem je za okazyjną cenę. W zasadzie to Volvo z wygodniejszą kabiną, no może plastiki gorsze. Poza tym doskonale znam to auto bo najwięcej spędziłem w Reni ale mam też porównanie do innych marek Daf, Man, Iveco, Mercedes. Scanią nigdy nie jechałem z naczepą i ładunkiem. Jak pojadę rok bez żadnej szkody w plastikach czy cokolwiek wtedy pomyślę nad nowym. Starsza Renia ma już przejechane 1,3miliona a chęci ma na drugie tyle! Zasada jest jedna; Auto masz takie jak o nie dbasz. To we wstępie jeszcze tyle, że kocham to co robię a najbardziej satysfakcje z ciężkiej roboty, którą my kierowcy na co dzień wykonujemy i co najlepsze tylko my wiemy jaka jest bo pracujemy samotnie. To poczucie wyzwania, za każdą trasą, To trzeba lubić. I to, że czas dzielisz na tygodnie i weekendy a nie na pory dnia.
Kręcił ktoś dłuższą pauze? Mi się zdarzyło. Dosć niespodziewanie bo przedłużył się urlop.
 Wybrałem się na Bali do Indonezji. Akurat w dzień odlotu wybuchł wulkan i lotnisko było nieczynne przez 5dni. Historia taka, że chyba napisze książkę a przynajmniej tutaj bo wracałem 1200km autobusem z Bali do Jakarty i widząc wszystko po drodze to cieszmy się Polacy gdzie żyjemy. Tam, oczywiście miejscami niesamowicie pięknie, fauna i flora całkowicie inne, polecam jak najbardziej ale tylko wakacje by zmienić na jakiś czas perspektywę na egzotyczną, poczuć równikowy klimat. To napędza i motywuje do działania a bilety lotnicze są na kilka kliknięć.
 Stało się też tak, że teoretycznej ostatniej nocy zgubiłem tam portfel z dokumentami.
Po powrocie wniosek o nowe prawko złożyłem ale czwarty tydzień pauzy byłby przesadą i w pierwszą trasę po urlopie jadę bez dokumentu, tylko z paszportem. Robię szybkie kółko do Dani. Nie układa się tylko to, że dzień czasu musiałem czekać na załadunek do Polski i załadowałem dopiero w piątek, dlatego 45godzin weekendowej pauzy robię w Gdańsku. Na wylocie z Niemiec tylko kontrola Polizei ale wszystko przyjaźnie i przeszło tłumaczenie o tym, że zgubiłeś portfel.
 Poniedziałek. Ruszamy o godzinie 10. Po rozładunku waty szklanej jedziemy na umówiony już listopadzie załadunek maszyny do Rumunii. Lubię takie ładunki, nie jakieś tam 24tony, stal, czy papier.. choć czasem i z tym zdarzy się jechać jak stawka w porządku. Jeżdżę sam dla siebie i jeśli mam możliwość to wybieram robotę a przede wszystkim szanuję ją i siebie jeżdżąc za normalną stawkę. Nie biorę nowego auta bo jak jest niepotrzebne to nie chce mieć topora nad głową. Wolę dzielnie pojechać starszą Magnum robotę, którą ja wybieram a nie robotę, którą muszę bo nie wyrabiam na koszty. Przewoźnicy to czytający szanujmy się. To my mamy auto! Chociaż nigdy nie zaistnieje to gdyby nawet zaistniała taka solidarność, że wszyscy stajemy na 3dni to okazuje się ze nie mamy co jeść. Ładunek bez auta jest nic nie warty. Kiedyś było tak jak miałeś auto to byłeś pan i krótko.Przypomnijmy sobie te czasy, i zamiast dobierać kolejne auto w leasing to zastanów się czy dasz radę nie psuć rynku tym, że ty musisz a ja mogę jak chce.. Bez nas i tak nic nie pojedzie z punktu A do punktu B.
 3metry w środku naczepy czasem się przydaje, zdarzają się ładunki o takiej wysokości. Waga całości to około 6ton. Załadowani z Gdańska wyjeżdżamy po południu. Silny wiatr z południa podnosi spalanie ale w tym tygodniu nam zależy na czasie by wyrobić się w cyklu tygodniowym. Pierwszą pauze śpimy w domu, w Radomiu. Tankowanie na bazie i lecimy na południe. Z racji tego, że podejmuje ryzyko i jadę bez dokumentu prawa jazdy zamiast Borsa-obleganego przejścia z Węgier na Rumunie wybieram trasę alternatywną i jadę tzw. górą na Satu Mare i Baia Mare. Tutaj było dużo mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś na granicy zapyta a prawo jazdy a na Borsie było pewne, że zapyta :). Udaje się, Rumunie witamy późnym wieczorem we wtorek. By zaoszczędzić czas, na wadze u miłej babeczki kupuje winietę już na 4dni.


Pauza.


 Cała środa upłynęła pod momentami ulewnym deszczem.
Kraj kontrastów. Czasem jedziesz przez miejscowość gdzie wyłączone jest oświetlenie głównych ulic by w drugiej miejscowości na był bogato ozdobiony ryneczek.
Dojeżdżamy do Brasov.








W czwartek już bez opadów, słońce jakby chciało się już przebić jednak odcinkami gęsta mgła nie dawała za wygraną. Do celu 350km.










To jest kwintesencja tego po co tu przyjeżdżam. Pusta landowa droga, alternatywna i nietranzytowa. Ruch znikomy, jedynie lokalny, cisza i spokój. Podczas rozpędzania z miejscowości wsłuchujesz się jedynie w ten piękny szum opon i brzmienie 480ciu koni mechanicznych. Czujesz się tu sam jak orzeł i wyjątkowo.





 Kolejna kwintesencja naszego zawodu drivera i tego Rumuńskiego klimatu. Nieznane miejsca. To gdzie zdarzy nam się rozładunek czy załadunek tego czasem najstarsi Majowie nie przewidzą a to budzi u nas dreszcz bo często nie wiesz gdzie jedziesz i czy prosto to dobrze.. a sami nierzadko strzelimy gafe przejeżdżając daną drogę czy zjazd czy pod most 3metrowy a zestawem odrazu nie nawrócisz..

















Chwilę po południu dojeżdżamy na rozładunek. Byliśmy już tutaj, procedurę znamy, najpierw brama potem waga potem biuro potem do brygady rozładunkowej i dopiero na miejsce rozładunku czyli dobre kilka kilometrów po mistycznym terenie stoczni zrobione..
 Brudne, ubłocone, usolone drogi..










Jeszcze nie zdążyłem ugotować jajek dla domowego barszczu a musiałem rozpinać plandekę bo suwnica już gotowa do rozładunku.










Rach ciach pach i czasu starcza nam jeszcze dojechać do miejsca załadunku. Pierwszy raz zdarzyło mi się tędy przekraczać Dunaj, mianowicie jadąc drogą 22 z Tulczy do Braili. Co ciekawe Pan promowy powiedział cenę 60lei albo 30euro. 60lei to +- 60zł. My jesteśmy przygotowani i Rumuńską walutę wozimy ze sobą.
Mając adres zawsze dojeżdżam do docelowej firmy nawet wieczorem i dobrze zrobiłem bo kolejnego dnia nie musiałem zaczynać bez potrzeby czasu pracy. Pracowali 24h ale załadunek dopiero rano czyli w piątek. Co jest miłe zastajemy tutaj prysznic i mały sklepik spożywczy gdzie rano mamy świeży chleb. Stety albo i nie w piątek załadowani wyjeżdżamy dopiero około godziny 13. Co nas bardzo cieszy to waga ładunku. Niecałe 4tony. Taką prace trzeba szanować. To pozwala nam jechać dużo szybciej i sprawniej a przede wszystkim oszczędzamy paliwo. Z Braili wracam 'górą' czyli na Bacau dalej na Vatre Dornei, Dej, Satu Mare, Miszkolc.. Ach! Jak ja tu dawno nie byłem. Najciekawszy odcinek górski mijamy nocą ale i to ma swoje zalety. Brak księżyca i świateł wielkich miast pozwala nam zobaczyć ile tak naprawdę jest gwiazd na niebie. Ten szemrzący w oddali strumyk, to powietrze, wciąż dziewicze tereny i głucha cisza. Może nie każdy to rozumie ale mnie prawdziwa natura zachwyca za każdym razem.
Na powrocie przy sobocie tak nam chmurki zagrały;

 Zostaje ostatni mały stresik czyli wjazd z powrotem do Schengen. Przynajmniej kolejki nie ma.
 Udaje się bez konsekwencji a co się miało nie udać ;). Na niedziele zostaje nam dojechać 150km i w domu meldujemy się o 9rano. To była własnie ta wzorowa trasa w której chyba nie było na co się w..rwić. Lekki ładunek, drogi czarne, czas dograny.
 Pozdrawiam:)
 A teraz zasłużony odpoczynek, domowy obiad, zejście na ziemie by nabrać chęci do dalszej drogi. Jedziemy z tym dalej do Szwecji. Ruszamy z domu w poniedziałek o 18 a o 9 rano we wtorek mamy prom.
Trasa przebiegła prawie tak samo jak na mapce powyżej.
Gdańsk-Tulcea-Braila-Radom
w trasie 6dni
łącznie ok. 3400km
spalanie 28.5litra/100km
Do miłego.