sobota, 25 lutego 2012

Werteryzmu ciąg dalszy

   Cóż... Znowu stoję. Tym razem trochę dłużej bo konkretny weekend poza domem. PIĄTEK, SOBOTA, NIEDZIELA. Czasem tak się zdarzy, że z przyczyn niezależnych od Ciebie pójdzie coś nie tak, nie tak jak sobie to zaplanowałeś. Ktoś lub coś, konkretniej mówiąc spedycja, chyba zbyt optymistycznie podeszła do sprawy zapewniając mnie że towar, który mam zawieźć do Francji czeka już na mnie od czwartku... Niestety konkretnych wiadomości dowiadujesz się dopiero na miejscu. Docierając w piątek informacja, że załadują jutro (czyt. w sobotę) a w sobotę o 14 poprawka: załadunek dopiero w poniedziałek bo nie wszystko jeszcze skompletowane. Cóż mi po zapewnieniach o wynagrodzonym postoju i po żalach sekretarki jak to jej przykro, że musi przekazywać mi te informacje plus to, że do poniedziałku muszę opuścić teren zakładu... No dobra. Karta postojowa wypełniona, zobaczymy co przyniesie poniedziałek..
   Nie to, żeby mi było przykro bo z biegiem czasu i oswojenia się z tym zawodem nauczyłem się obojętności w pewnych sprawach i nastawienia: co będzie to będzie, nic na siłę nie przeskoczysz. Najgorsze są tylko plany, które snułeś gdzieś daleko w wyobraźni. Teraz stojąc i pisząc to spacerowałbym pewnie gdzieś po Strasbourgu..
  A tak kwitnę sobie na parkingu, praktycznie sam bo wokół mnie tylko jakiś Łotysz, który przed chwilą się zatrzymał i spada pewnie jutro rano do domu. Sam z pytaniami i moimi myślami, których czasami sam się boję. Czegoś mi brakuje, w zasadzie ciągle mi czegoś brakuje. Werteryzm znowu we mnie się budzi ze zdwojoną siłą. Czego ja tak poważnie chce i kiedy dotrę do tego punktu, kiedy osiągnę pełną satysfakcje? Zastanawiam się za czym ja tak naprawdę tęsknię? Nie wiem czy za domem, który jest teraz tak blisko a jednocześnie tak daleko  by nie móc do niego wrócić, czy za kilometrami, których ciągle mało?! No właśnie.. chyba to drugie.. coraz częściej uświadamiam sobie, że jazda to narkotyk i uzależnienie od niej to tylko kwestia czasu. Nie wyobrażacie sobie jak zmienił się mój punkt postrzegania świata po tych niespełna dwóch latach za kółkiem na międzynarodówce..
W przeciwieństwie do terapii odwykowych od alkoholu czy narkotyków, jeśli chodzi o drogę i samą jazdę nic takiego nie ma.. Dobrze czy źle? Odpowiedź na to to już kwestia indywidualna.
   Pewien jestem tylko tego, że znaczna większość kierowców dalekodystansowych to szczerze zryte berety, zawieszeni gdzieś w swojej przestrzeni, którą sobie stworzyli i nią żyją.
A kiedy spotkasz ciężarówkę na drodze pomyśl o tym. O tym, że ten ktoś kto ją prowadzi wiezie dla Ciebie towar do sklepu abyś miał jutro co zjeść na śniadanie.. Okaż choć odrobinę szacunku dla ludzi, którzy to robią !
I jeszcze jedno. Ile musi trwać nałóg aby się do niego przyznać? U mnie właśnie nadszedł ten moment. Szczerze się przyznaje. Jestem uzależniony od tego co robię i zakochany w mojej kupie złomu! Dzięki niej pokonuje tysiące kilometrów, które są dla mnie pokarmem i odważniej mówiąc obecnym sensem życia, przemieszczam się z punktu A do punktu B po całej Europie. Z towarzystwem spikera w radiu  i tysiącami przewijających się samochodów na drodze a jednak samotny. To jest dla mnie piękne i jak na razie, chyba nie chce inaczej.
 
  Trzeba szukać pozytywnych stron, nawet tam gdzie ich nie ma! Kilka zdjęć z mojego piątkowego wypadu do pobliskiej Ustki, nad morzem.






Wieczór zwieńczony dobrą obiadokolacją 

A sobota? Jakoś zleciała.. Zostaje jeszcze niedziela. A więc jutro zakładam pantofle, niebieski frak i żółtą kamizelkę i? I idę w miasto patrzeć okiem Wertera na ludzi żyjących normalnie, dniem codziennym.. 
  Takie to pisane na żywca..
Pozdrawiam wszystkich weekendujących poza domem ;)

18 komentarzy:

dawidn pisze...

Siemasz, od jakiegoś czasu poczytuję sobie Twojego bloga i dzisiaj postanowiłem, że coś napiszę. Jeździłem na międzynarodówce prawie 2 lata, to nie jest dużo, ale patrząc na intensywność wyjazdów i ilość dni spędzonych w domu mogę spokojnie powiedzieć, że wiem czym to wszystko się je. Cała moja rodzina zaangażowana jest w transporcie bo prowadzimy własną firmę. Od dziecka wszystko wokół mnie związane było z ciężarówkami, zabawki, zabawy, gry, gazety, rysunki, filmy itd. KIedy tylko skończyłem te upragnione 21 lat zacząłem jeździć w firmie. Tak się składało, że studiowałem zaocznie, 6 dni w miesiącu więc spokojnie mogłem jeździć. Nie raz było tak, że kombinowałem bo wolałem jechać niż iść na wykłady. Moje życie osobiste ograniczyło się do minimum. Kilku dobrych znajomych którzy mimo wszystko utrzymywali kontakt + rodzina. Dziewczyna wytrzymała 3 miesiące. Wtedy też wydawało mi się, że to jest coś co kocham i nie chce zmiany nawet kosztem straty młodości, szans może fajniejszego życia. Rodzince (zwłaszcza mamie) nie podobało się jednak moje życie i troche siłą zmusili mnie do rozpoczęcia nowych studiów w dodatku dziennych i całkowite zrezygnowanie z jazdy. Pamiętam jakie wojny o to toczyłem bo nie dość, że miałem zostawić coś co kochałem i wolne życie to musiałem oddać nowego Dafa którego dostałem. Strasznie długo męczyłem się z decyzją. Pytałem rozmawiałem z kim tylko mogłem o tym co zrobić. Pomogło mi w tym dwóch gości. Zupełnie nieznanych mi wcześniej kierowców. Jednego poznałem na promie wracając do Polski a z drugim stałem na pauzie w Niemczech. Obaj mieli synów w moim wieku. Szczęście, że trafiłem na ten rodzaj kierowców których u nas jest jak na lekarstwo, czyli inteligentnych bez klapek na oczach. Dzięki rozmowom z nim zdecydowałem się, że pójdę na te studia bo do jazdy mogę zawsze wrócić. Pisząc dzisiaj jestem już od 5 miesięcy dzień w dzień w domu. Z pełną odpowiedzialnością mówię, że nie żałuję teraz decyzji. Poznałem nowych za*ebistych ludzi, spotkałem dziewczynę której za nic w świecie bym teraz nie zostawił dla ciężarówki. Całe życie obróciło się o 180 stopni. Z doświadczenia wiem, że każdy człowiek boi się zmiany na coś nowego jeśli w obecnym stanie jest mu pozornie dobrze. Czytając na forach czy w komentarzach na stronach, posty młodych chłopaków zafascynowanych tą robotą widzę w nich siebie i wiem, że część z nich tak skończy, ale nie z czystej pasji a z przymusu gonitwy za pieniądzem. Uważam jednak, że jeśli ktoś ma ambicje i stać go na to żeby piąć się jakkolwiek w górę, nie powinien wybierać ciężarówki jako swój środek utrzymania. Wiem co to znaczy stać weekend gdzieś w trasie i widzieć rodziny, ludzi w swoim wieku spacerujących siedzących w knajpkach bawiących się korzystających z życia i siebie w lusterku ciężarówki. Wtedy rodzą się w głowie wszelkiego rodzaju myśli. Zwłaszcza jeśli się wie, że można to swoje życie jeszcze zmienić. Sorry za chaos wypowiedzi, ale tego wszystkie nie da się napisać w kilku zdaniach o czym sam pewnie dobrze wiesz. Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

Snufkin pisze...

Do momentu Twojej rezygnacji, u mnie jak na razie ta sama sytuacja. Dałeś mi teraz dużo do myślenia..

dawidn pisze...

Najgorsze było bicie się z myślami, że teraz właśnie jest najfajniej jeździć. Jest się młodym, na płycie fajna muzyka, wolność, zależę tylko od siebie samego. Później już nie będzie tego samego. Kwestia uświadomienia sobie, że zawsze można do tego wrócić. Patrząc na swojego tatę czy kierowców w firmie którzy mając 40/50 lat dalej cieszą się z jazdy jestem teraz już pewien, że jeśli kiedyś będę jeszcze chciał jeździć to nie powinno się nic zmienić z mojego nastawienia do tej pracy. Póki co, fakt, że niedziele mogę spędzić w fajnym miejscu ze znajomymi czy dziewczyną wygrywa z całą tą frajdą z jazdy. Póki co walczę o to żeby móc za parę lat z własną rodziną cieszyć się sobą codziennie od 16 a nie w sobotę po powrocie z trasy i wiedzieć, że przyjeżdżam na dobę czy półtorej żeby poprzestawiać im życie które od poniedziałku do soboty układają po swojemu beze mnie.

RAFI-71 pisze...

Marcin ale Dawid dał popalic . A Ja wieku 41 lat lada tydzien ide pracowac jako kierowca aby realizowac swojapasje . Udanej niedzieli Pozdrawiam wszystkich

Snufkin pisze...

Dumając dalej u mnie jednak było trochę inaczej. Plany miałem inne i najpierw studiowałem dziennie. Nie wyszło tak jak chciałem plus wiele innych aspektów prywatnych, które urodziły myśl o kierownicy.
Szybko się wkręciłem i był to mój świadomy wybór.
Mimo, że to wszystko brzmi trochę smutno to tak NIE JEST!
Wyrzeczenia są wszędzie, tutaj jest ich więcej ale biorę to.
Są piloci, marynarze, wojskowi, są i kierowcy..
Każdy jest inny i każdy patrzy na to inaczej. Ja w miejscu nie usiedzę, próbowałem - kwestia indywidualna.
Ciągnę zaocznie transport i daje sobie rade.
Tak się ukierunkowałem.
To moja pasja i już a tego wytłumaczyć się nie da.

Magik pisze...

hej.
ciekawa dyskusja się wywiązała. i każdy ma rację! każdy przypadek jest indywidualny. w jednym przyznam rację koledze Dawidowi - szkoda tych młodych lat na tryb pracy jaki ma kierowca międzynarodowy.
ja pracowałem sporo za granicą, teraz też przymierzam się do wyjazdu, więc rozłąka jako taka nie jest mi obca - każdy ma swoje priorytety, wiadomo. coś kosztem czegoś.
wiadomo, że najbardziej spełnieni będą ci, dla których praca=pasja i nie muszą z tego powodu rezygnować z ważnych dla nich rzeczy.
pozdrawiam.

dawidn pisze...

Każdy kiedyś za czymś zatęskni, ja za jazdą Marcin za rodziną i domem. Kwestia co z tym zrobimy i czy będziemy chcieli cokolwiek zrobić.

RAFI-71 pisze...

Kilka cyferek 41 lat ,18lat małżeństwa ,3 dzieci 19lat jako operator CNC ( praca w zakładzie gdzie są pełne socjale , wszystkie możliwe filary emerytalne i zdrowotne , ciepło ,czysto tylko pracowac itp.} i pierwsza trasa w wieku 5lat słynnym STAREM 28 i to od tego czasu zawsze chciałem pracowac jako kierowca zawodowy. Dawid podobnie jak w twoim przypadku presja rodziców abym dał sobie spokój z tym zawodem to było jak pranie mózgu. Chciałem zapomniec o tym zawodzie zakopac go głęboko Zaznaczę że celowo nie podszedłem do matury aby nie iśc na studia. Kiedy rok temu zdobyłem wszystkie potrzebne uprawnienia i byłem już w siedmiu trasach po europie na podwójnych obsadach . To wiem ze to jest ta praca o której tyle nagadałem ,naśniłem i marzyłem Teraz każde wyjście do pracy na te 8 godz to jest ciągła walka i pyt jak długo jeszcze chyba jeszcze kilka tygodni i zostawiam te posadę i siadam na autka. Każdy człowiek każda rodzina jest inna każdy z nas ma swój charakter . Teraz mój kochany syn który ma 12 lat wspiera mnie w tym abym wykonywał to co kochałem Wspólnie od pięciu lat ja syn i zona latamy po wszystkich zlotach trakesrkich w polsce i europie Ja ten zawód kocham choc wiem jakie są plusy i minusy Pozdrawiam

Unknown pisze...

Świetny blog stary. Jak najszybciej muszę dodać cię do mojej strony. Gratulacje

dawidn pisze...

Rafał to też zależy od tego jaką pracę masz na miejscu... studiuję kierunek telewizyjny i w tym zawodzie też przy każdej możliwej okazji pracuję bo to moja druga pasja ;) więc to nie jest tak, że chwytam się teraz w domu czegokolwiek byle tylko być na miejscu. Może to moje szczęście, że mogę realizować swoją drugą pasję i móc się z niej utrzymywać.

Anonimowy pisze...

Od pewnego czasu czytam Twojego bloga.Patrząc na ostatnie przemyślenia mam wrażenie, że czytasz mi w myślach...W sumie jesteśmy w podobnej sytuacji.2,5 roku trenuje transport cięzki. Zanim skończyłem 21 lat wprawiałem sie pół roku na krajówce. 2 dni po urodzinach zaczęła sie międzynarodówka. W moim przypadku są to wszystkie unijne dzikie kraje z Łotwą i Liepają na czele ;D Ostatnimi czasy coraz częściej dopadają mnie refleksje na temat tego, do czego w życiu dojde.Patrze na kolegów, którzy zakładają rodziny i gdy tylko coś nie wychodzi to mam ochote rzucić tym wszystkim i "wynormalnieć". Potem wracam do domu, w którym po 2 godzinach nie moge wytrzymać nerwowo bo wszystko mnie drażni.W moment wygasają plany zmiany zawodu i odpala mi sie podejście "byle do poniedziałku" Całą sobote itak spędzam przy Scanii...Nie ma się co oszukiwać. Tak jak mówisz to jest typowy nałóg.Podobno zawsze po 2-3 latach przychodzi rok wątpliwości, a potem wszystko wraca do normy. To najlepszy moment żeby sie rozstać z kierownicą, także przekombinuj wszystko 440 razy i znajdź priorytety. Ja ostatnio to przekalkulowałem i mimo wszystko zostaje w tym moim mobilnym "kiosku":D I tego samego Ci życze.

Driver20 pisze...

Patrzyłem sobie na mapkę i widzę, że byłeś w Słupsku mieszkam 50km od miasta, nowa obwodnica to można szybko szybko sie przebić, byłeś tam przejazdem, czy miałeś tam załadunek/rozładunek?

RAFI-71 pisze...

Dawid spoko jeśli coś nie tak napisałem to przepraszam. !!!! Ta praca była w moim sercu od zawsze jest i tak pozostanie . Mam jeszcze oprócz tego dwie działalności gospodarcze jedna związana nawet z ciężarówkami . Ale i one nie dają mi tego co praca kierowcy zawodowego. W tej ciężkiej robocie jest coś czego szukałem całe moje życie. Bynajmniej ja to widzę tak jak chcesz to się odezwij jeszcze Pozdrawiam

dawidn pisze...

Nic złego nie powiedziałeś. Czuję to samo co Wy jeśli chodzi o tą pracę. Sam często mam dni, że chętnie bym skoczył na Szwecję bo z tych tras mam najlepsze wspomnienia i tam najlepiej mi się jeździło. Może po prostu narazie wszystko dobrze mi się układa, że nie myślę o jeździe. Nie wiem co będzie za pół roku za rok. Na chwilę obecną jestem zadowolony, że poszedłem na te studia i że dzisiaj piszę ze swojego domu a nie z kabiny gdzieś w europie.

RAFI-71 pisze...

Spoko wszystko jest dobrze . Powodzenia w życiu osobistym jak i zawodowym. Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Wielki szacunek dla Ciebie. Od pewnego czasu czytam Twojego bloga i zajeb**te jest w tym to, że wykonujesz Tą robotę z szacunkiem i pokorą. Tak trzymaj ! Szerokości i przyczepności kolego : )

Diesel pisze...

Słowem wstępu...Wielki szacunek Marcin. Twojego bloga odkryłem 3 dni temu. Na pierwszy rzut oka, raczej zwyczajny blog kierowcy. Byłem w wielkim błędzie, ponieważ po przeczytaniu paru Twoich wpisów, cały czas wracam myślami do tego co napisałeś, z tego bloga pasja wylewa się z monitora i zalewa całą podłoge. Jesteś jednym z tych "urodzonych" kierowców z krwi i kości, z poczuciem potrzeby przestrzeni, odseparowania się od tego motłochu i pokonywania kolejnych wyzwań w postaci kilometrów i nie tylko. W dodatku posiadasz talent przekazu słownego i uwieczniania tego co piękne na zdjęciach. Jeżeli chodzi o ograniczenia związane z tym zawodem, da się z nimi uporać. Np. kształcenie się, Ty jesteś świetnym przykładem, że jak się da to się da. Moim zdaniem żaden zawód nie ogranicza nas do tego, aby hamować się intelektualnie. Druga bardzo ważna sprawa to rodzina. Moge coś na ten temat napisać ze względu na to, że mój Ojciec zaczął jeździć, kiedy miałem 2 lata. Owszem, często jest tak, że nie widzimy się po 2 tygodnie, ale nasze kontakty są rewelacyjne, możemy dzielić swoje pasje tak samo, jak każdy inny Ojciec i Syn, a kiedy wraca do domu cała rodzina cała rodzina cieszy się za każdym razem tak samo. Myśle, że takie rozłąki na 1,2, albo extrema 3 tygodnie zaciskają więzi rodzinne. Prawdziwa miłość potrafi przebić nie jeden żelbetonowy mur Marcin :) Ale, jak powiedzą niektórzy co ja tam moge wiedziem, przecież dopiero mam 19 lat. Tak czy siak z ogromną przyjemnością będe czytał Twoje kolejne wpisy i mam cichą nadzieje, że wrócisz do pisania, bo aktualnie jest to najlepszy blog o tej tematyce i nagroda Blogu 2013 powinna należeć do Ciebie :) Pozdrawiam i szerokości.

Monika Zawadzka pisze...

Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.